-Antaran's Journal
Previous Day Day4 Next Day
Dzisiaj wydarzyło się coś dziwnego. Gdy zbliżała się pora, kiedy wreszcie mogłem wrócić z pracy do domu, Tartek dał mi paczkę zaadresowaną do samego Króla Insomidii. Dostać się do zamku jest niezwykle trudno i Tartek dobrze o tym wie – dlatego ja miałem to zrobić. Uśmiechnął się i klepnął mnie po plecach swoją silną ręką tak mocno, że przez jedną, krótką chwilę nie mogłem oddychać. Zakaszlałem i, zrezygnowany, wziąłem paczkę, wyszedłem na śnieg (te nowe buty warte są swojej ceny) i udałem się do zamku króla. Przed wielką bramą stali dwaj strażnicy Straży Insomidzkiej, którym źle z oczu patrzyło. Powiedziałem im – oczywiście cały podenerwowany – że ta trzymana przeze mnie paczuszka jest dla króla i że nikt nie wie kto ją nadał i co jest w środku. Obaj strażnicy wyglądali na zdziwionych. Sięgnąłem ręką do płaszcza – i w mgnieniu oka dobyli swoich mieczy, wymierzając je w moje gardło.
– Pieczęć! To tylko pieczęć – powiedziałem drżącym głosem. – Żeby wam pokazać, że jestem pracownikiem Poczty Insomidzkiej!
Nieufnie, powoli odsunęli miecze od mojego gardła, ale nadal trzymali je w gotowości by móc w każdej chwili posiekać mnie na kawałki. Wyciągnąłem pieczęć spod płaszcza i pokazałem im ją. Spojrzeli na nią uważnie, potem na siebie i schowali swoje miecze z powrotem do pochew. Strażnik po lewej zrobił krok ku mojej osoby i sięgnął po trzymaną przeze mnie paczkę. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zabrał mi ją i, otworzywszy nieznacznie skrzypiącą bramę, zniknął za nią. Drugi strażnik zamknął ją i, z założonymi rękoma, skinął głową w moim kierunku.
Lekko zdezorientowany, także skinąłem głową i wróciłem do miasta. Spodziewałem się, że uda mi się wejść do zamku i zobaczyć króla, ale wtedy przypomniałem sobie, że nie widziano go publicznie już od dłuższego czasu i że tylko kilka osób – w tym wysocy rangą strażnicy Insomidii – mogą się z nim widzieć. A ja jestem tylko zwykłym mieszkańcem ze zwykłą pracą – czemu mieliby mi pozwolić widzieć się z królem…
W każdym razie – ciekaw jestem co było w tej paczce. Była raczej ciężka jak na jej mały rozmiar, hmm… E, nie ma co się nad tym głowić, bo i tak nigdy się tego nie dowiem.
O czym by tu jeszcze napisać…
A tak, Carana trochę późno wróciła wczoraj ze szkoły. Powiedziała mi, ze jej uczniowie chcieli od niej, żeby w kółko wyjaśniała jakąś trudną rzecz. Była całkiem wyczerpana, ale przynajmniej kupione przeze mnie nowy atrament i pióro sprawiły, że na jej twarzy zawitał uśmiech.
Dzisiaj znów zapewne wróci późno do domu, gdyż nadal jej nie ma, a na dworze robi się już ciemno…
Chyba założę buty i płaszcz i poczekam na nią pod szkołą.
Previous Day Next Day


Translated by blattdorf.


[ English version ] [ Russian Russian version ] [ Get the Book ] [ Visit The Farm ]
© 2005-2099