-Antaran's Journal
Previous Day Day4141 Next Day
Zaczęliśmy pracę jak zwykle, o zwykłej porze, robiąc to co zwykle. Kurierzy z przeróżnych miast, wiosek, a nawet miejsc, które nie wiedziałem, że nadal były zaludnione, dostarczali nam paczki i listy. Już przed południem biegaliśmy po urzędzie, próbując wszystko upchać w każdym z trzech pokoi w budynku. Wykorzystując krzesła, stworzyliśmy sięgające sufitu wysokie stosy. Niektórzy kurierzy spoglądali na te góry niedoręczonych listów i paczek i pytali nas, czy mamy zamiar doręczyć je ich właściwym odbiorcom.
– Oczywiście, że tak. A co wy myślicie, że tutaj robimy? Datki od ludzi zbieramy? – odpowiadał na to Tartek.
Popołudniu nie otrzymywaliśmy już żadnych nowych przesyłek, jak zwykle. Rozsiedliśmy się na kreszłach i wyglądaliśmy przez okna na przechodzących obok ludzi.
– Jak myślisz, kiedy się zorientują? – zapytałem po chwili ciszy.
Tartek czytał gazetę i widziałem tylko jego nogi na stole oraz palce trzymające za dziennik.
– Jutro – wymamrotał.
– Czemu więc nadal tu jesteśmy? – zapytałem.
Tartek opuścił gazetę tak, że znad górnej krawędzi widać było jedynie jego oczy. – W razie gdyby moja teoria się nie sprawdziła. Nie chcesz tutaj być na wypadek, gdyby król postanowił zabić nas osobiście?
I z głośnym szelestem gazety, znów się za nią schował.
Westchnąłem.
– Idź sprawdź jak się miewają nasi zakładnicy, jeśli ci się tak nudzi. – Wskazał prawym kciukiem na stosy listów w pomieszczeniu obok.
– Przecież nie potrzebują wody ani jedzenia – powiedziałem.
– Skąd wiesz? Pytałeś je o to?
– Nie.
– Czemu?
– Poważnie to mówisz?
Tartek przewrócił stronę. – Ja cały czas poważnie.
– Cieszę się, że przynajmniej ty się dobrze bawisz. – Skrzyżowałem ręce i wróciłem do gapienia się przez okno.
– Szkoda, że nie chcesz się przyłączyć – powiedział Tartek. – Och, to jest zabawne. Poświęcili całą stronę na komentarze od ludzi dotyczące Więzienia Insomidzkiego. Oczywiście są to same komplementy.
– Czemu uważasz, że do jutra nikt się nie zorientuje, że z pocztą jest coś tak? – zapytałem.
– Do tej pory można było na nas polegać. Pewnie sobie pomyślą, że stało się coś bardzo poważnego i dlatego mamy taki całodzienny zastój. Dlatego też uznają, że jutro wrócimy do pracy. I wtedy zaczną się skarżyć – powiedział Tartek, jakby posiadał zdolność przepowiadania przyszłości.
Nadal nie wiem jak mógł być taki spokojny. Ja wyobrażałem sobie wszystko, co mogłoby się nam przydarzyć, a on sobie tam po prostu siedział i czytał gazetę.
Czas upływał niezwykle powoli, ale w końcu minęła i ostatnia minuta, po której mogłem udać się do domu. Idąc ulicami Insomidii uważnie się rozejrzałem, zwracając uwagę na to, co ludzie wokół mnie mówili. Tylko jedna z kilkunastu podsłuchanych przeze mnie rozmów dotyczyła Poczty Insomidzkiej, i tak jak Tartek przewidział, obie te kobiety rozmawiały o nas tak, jakby uznały, że pewnie zdarzył się jakiś wypadek.
Gdy wróciłem do domu, przywitałem się z Caraną, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Spodziewałem się, że pewnie medytuje, ale w kuchni jej nie było. Zaniepokoiłem się myśląc o tym, co mogło się stać, gdyby ktoś dowiedział się o tym, co wyrabiamy i zwyczajnie porwał Caranę i żonę Tarteka w reakcji na to, co próbujemy osiągnąć. Lecz ona leżała sobie w sypialni, śpiąc spokojnie, szepcząc niezrozumiałe dla mnie słowa.
Gdy już wziąłem się w garść, zacząłem pisać ten wpis i właśnie to teraz robię.
Ręka mi zdrętwiała. Może powinienem już sobie na dzisiaj darować.

Chciałem tylko dodać, że nienawidzę pająków. Kilka chwil temu, pająk spadł mi z sufitu do zupy i umarł we wrzącej wodzie. Teraz to już nie jestem głodny.
Previous Day Next Day


Translated by blattdorf.


[ English version ] [ Russian Russian version ] [ Get the Book ] [ Visit The Farm ]
© 2005-2099