-Antaran's Journal
Previous Day Day5757 Next Day
Hm...
Natychmiast zerwaliśmy się z łóżek, gdy usłyszeliśmy wrzaski i odgłos rozbijanego szkła. Część mieszkańców Astatik stała wokół domu i miotała kamieniami w ściany i okna.
– Wracaj do Insomidii, księżniczko! – niektórzy z nich krzyczeli.
Czym prędzej się ubraliśmy, po czym spotkaliśmy się z innymi w salonie.
– Co się dzieje? Czy oni nie umieją w tej wiosce radzić sobie z wariatami? Na przykład karą śmierci? – wymamrotała księżniczka.
– Zamknij się – odpowiedział Tartek, ostrożnie wyglądając przez jedno z rozbitych okien.
Ktoś zapukał do drzwi. Wszyscy się na siebie spojrzeliśmy. Rodzice Carany nie ruszali się, jej matka szlochała, tulona przez ojca.
Tartek ponarzekał, podszedł do drzwi i je otworzył. – Czego!
Król i królowa Astatik powitali go ciepłym uśmiechem. – Dzień dobry! Możemy wejść?
Tartek jedynie skinął głową, zaczekał aż król i królowa weszli powoli do domu, rzucił okiem na to, co się dzieje na zewnątrz, po czym zamknął drzwi. Matka Carany zaraz podbiegła do pary królewskiej.
– To zaszczyt gościć was w naszym skromnym domu – powiedziała, szybko uścisnąwszy obojgu ręce. Carana podążyła za matką, trzymając ją z tyłu za ręce, szepcząc jej coś do ucha.
– Nie przejmujcie się zniszczeniami – powiedział król. Na drugim piętrze zmiażdżono kolejne okno i wszyscy spojrzeli w kierunku źródła odgłosu. Starałem się jak mogłem, żeby się nie uśmiechnąć. – Księżniczka Insomidii, jak mniemam?
Księżniczka podeszła powoli do króla, który ucałował jej dłoń. Królowa bardzo uważnie obserwowała każdy ruch, zapewne, żeby wszystko było wystarczająco formalne, gdy jej mąż całuje dłoń młodej kobiety.
– Zapewne zauważyłaś, że mieszkańcy mojej wioski wiedzą o twojej tutaj obecności – ciągnął król.
– No co ty nie powiesz – wymamrotała księżniczka. Widziałem, że Sereliaen, Carana i Tartek zmarszczyli brwi. Matka Carany zakryła twarz rękoma.
Król się zaśmiał. – Bardzo przepraszam za ich nieodpowiednie zachowanie. Są tylko źli, że pozwoliłaś sobie wtargnąć do mojego zamku bez mojego pozwolenia.
– O rety, zastanawiam się, co by zrobili z ludźmi, którzy by cię zabili – powiedziała księżniczka, przewracając oczami.
– Mam nadzieję, że nie jesteś skora się tego dowiedzieć – odpowiedział król. Księżniczka chciała coś powiedzieć, ale Carana głośno zasyczała i wbiła w nią wzrok.
Królowa westchnęła. – Kochanie?
– Tak, wiem. – Król schował ręce za plecy. – Posłałem po dwóch strażników, którzy odprowadzą cię do Insomidii. Powóz również jest już gotowy. Nie ma zadaszenia, więc mam nadzieję, że deszcz nie będzię cię nękał.
– Dziękuję, o panie, bardzo ci dziękuję – powiedziała matka Carany, złożywszy dłonie.
Król ukłonił się w jej kierunku i kontynuował. – Wysłałem także jednego z moich gońców, żeby zarezerwował pokoje w Karczmie Mirndy. A to jest wiadomość dla Króla Insomidii. – Wręczył zwój księżniczce, która już miała go otworzyć, ale Carana szybko do niej podbiegła i zabrała jej zwój z ręki, uśmiechając się do króla.
Księżniczka skrzyżowała ręce, kiedy kolejny kamień uderzył w dom. – Czemu rzucają kamieniami w dom w którym stoją ich król i królowa? – zapytała księżniczka.
Król zignorował to pytanie i uśmiechnął się. – Zdaje się, że powinnaś się pośpieszyć. Wszystko jest gotowe na twój wyjazd. Życzymy ci miłej podróży i ciepłego powrotu do domu.
Gdyby tylko wiedział.
– Bardzo dziękujemy – powiedziała Carana.
Król ukłonił się i para królewska opuściła dom.
Zaczęliśmy pakować koce i skóry. Kiedy Carana i ja byliśmy sami w pokoju, ona nagle zamknęła drzwi, pchnęła mnie na łóżko na plecy i skoczyła na mnie. Chciałem jej powiedzieć, że teraz nie jest na to odpowiedni moment, ale ona zaraz pokręciła głową.
– Martwię się. Uważasz, że powinnam zostać tutaj z rodzicami? – zapytała spokojnie, gładząc mnie po włosach.
Zamrugałem. – No, ja...
Carana westchnęła. – Nie potrzebujesz mnie. Jest Tartek i dwóch strażników z Astatik.
– A księżniczkę i Sereliaen trzeba chronić – dodałem. – Ze mnie też nie jest żaden wojownik. Zresztą nadal uważam za cud, że w ogóle jeszcze żyję. Albo może umarłem kiedy ten insomidzki strażnik przeciął moje ciało wpół i to wszystko teraz to jedynie jakiś sen czy coś.
– Nie potrzebujesz mnie aż tak bardzo, jak potrzebują mnie moi rodzice. Sądzę, że przez najbliższe kilka dni nie będą w stanie nawet jedzenia kupić żeby ktoś na nich nie nakrzyczał – wyjaśniła. Zamknąłem oczy i westchnąłem. Jej ciało było takie ciepłe... Objąłem ją mocno ramionami i pocałowałem ją. – Przyjdziesz do mnie, kiedy wszystko znów będzie w porządku? – zapytałem ją.
Skinęła głową.
– Będę za tobą tęsknić – powiedziała i oparła głowę o moje ramię.
Kilka chwil później, Sereliaen, Tartek, księżniczka i ja wyszliśmy przed dom z naszym bagażem. Carana i jej rodzice stali w drzwiach, machając do nas. Dwóch strażników z Astatik było konno, czekając obok naszego powozu. Wokół domu i powozu nadal stało wielu rozzłoszczonych ludzi. Tartek pomógł żonie wsiąść na powóz, po czym sam wsiadł. Rzuciłem moją torbę na siedzenie i zaoferowałem księżniczce dłoń, żeby łatwiej jej było wsiąść, ale ona odmówiła i szybko wskoczyła na powóz. Po raz ostatni spojrzałem się na Caranę i jej rodziców, pomachałem jej i sam również wsiadłem powóz.
– Dzień dobry – powiedział woźnica siedzący z przodu na koźle, obracając głowę w naszym kierunku. – Nazywam się Jaim. Jestem prawdziwym Astatikanem. Ponoć mam dzisiaj wyjątkowo czcigodnych podróżnych. – Zdjął kapelusz i ukłonił się w stronę księżniczki.
– Śmierdzisz końskim gó- Sereliaen plasnęła księżniczkę. Przez chwilę dziewczyna mrugała i trzymała się za policzek. Tartek zachichotał i uśmiechnął się do woźnicy.
– Ruszajmy – powiedział jeden ze strażników, rozglądając się wokół nerwowo.
Woźnica skinął głową i zaraz zaczął machać lejcami, aż w końcu konie ruszyły się z miejsca.
– Nareszcie! – ktoś krzyknął.
– Mam nadzieję, że nigdy tu nie wrócisz! – wytknął ktoś inny.
– Powiedz swojemu królowi, żeby trzymał swoich pozbawionych manier ludzi u siebie!
– Macie tu prowiant na drogę.
Kamień trafił Sereliaen w głowę. Tartek zaraz objął swoją żonę. Miała zamknięte oczy, ale nie widać było śladu krwi. Tartek podniósł kamień i cisnął nim z powrotem w tłum ludzi z Astatik z niezwykłą siłą, uderzając kogoś w tors tak mocno, że go odrzuciło.
– Przestań – powiedział Tartekowi jeden ze strażników podążających za naszym powozem. Drugi strażnik podjechał z powrotem do ludzi, zapewne mówiąc im to samo, albo patrząc na tego, który oberwał od Tarteka i wrócił do nas kilka chwil później, kiedy już byliśmy w lesie. Tartek delikatnie gładził żonę po głowie.
– Jest nieprzytomna? – powiedział Jaim zza pleców.
Tartek nic nie odpowiedział. Widziałem, że usta księżniczki zaczęły formować zdanie, którego zapewne by żałowała, dlatego postanowiła milczeć.
– Nie, nie jestem – jęknęła Sereliaen.
– Ciii. – Tartek dalej głaskał ją delikatnie po głowie, jego oczy przepełnione zarówno złością jak i czułością.
– Nie wiem czemu ludzie z Astatik tak zareagowali – powiedział woźnica.
– Może nie chcą, żeby ktokolwiek zakłócał ich spokój – odpowiedział jeden ze strażników.
– Nie zakłócałam niczyjego spokoju, chciałam tylko mieć łóżko do spania! – wyjaśniła księżniczka. – Czy to wbrew prawu? To nie powód ciskać kamieniami w głowy innych osób tylko dlatego, że poprosiłam króla o odrobinę więcej wygody!
Poczułem, że to, co przed chwilą powiedziała, uczyniło ją jeszcze mniej sympatyczną i zdaje się, że chociaż raz nawet i ona to zauważyła. Księżniczka wpatrywała się w trawę po której przejeżdżał powóz.
Resztę drogi do Karczmy Mirndy spędziliśmy na przysłuchiwaniu się rozmowie pomiędzy woźnicą a dwoma strażnikami. Tartek dalej gładził Sereliaen po włosach, aż w końcu oboje zasnęli, a ja zacząłem tworzyć ten wpis.

Siedzę teraz w jednym z zarezerwowanych dla nas pokoi. Mirnda osobiście nas powitała i powiedziała nam, że przygotowano dla nas trzy pokoje: jeden dla obu strażników i woźnicy; jeden dla Sereliaen i Tarteka; i jeden dla Carany, księżniczki i mnie, ale zaraz poczyniliśmy kilka zmian w tym rozmieszczeniu. Carany i tak tutaj nie było, więc powiedzieliśmy księżniczce, żeby spała w jednym pokoju z Sereliaen, a Tartek i ja będziemy w drugim. Księżniczka na początku nalegała, żeby mieć cały pokój tylko dla siebie, ale gdy zobaczyła spuchnięte czoło Sereliaen, chyba tr-

Drogi czytelniku tego dziennika,
Przez Antarana nie mogę zasnąć. Nie oddam mu tego dziennika aż do jutrzejszego rana.
Dobranoc.
Previous Day Next Day


Translated by blattdorf.


[ English version ] [ Russian Russian version ] [ Get the Book ] [ Visit The Farm ]
© 2005-2099