-Antaran's Journal
Previous Day Day6161 Next Day
Cuchnie śmiercią. Gardło mnie piecze i domaga się świeżej wody, a mimo to ignoruję to. Moja skóra jest sucha i spieczona. Nie wiem ile będę w stanie dłużej to wytrzymać. Niedługo poznam granicę wytrzymałości ludzkiego ciała...
Nadal nie jestem tak do końca pewien czemu musimy przez to wszystko przechodzić, ale przynajmniej otrzymałem dzisiaj kilka odpowiedzi. Lecz przedtem wydarzyło się coś innego...
Słońce świeciło już od dłuższego czasu, gdy drzwi do więzienia otworzyły się, a sam odgłos skrzypienia wstrząsnął moim ciałem. Pojawili się król i jego czterech strażników. Jeden z nich trzymał łuk i miał w ręku strzałę, gotów ją w każdej chwili wystrzelić. Król stał przed drzwiami do naszej celi z tym szerokim uśmieszkiem, który nawiedza mnie w snach.
– Ta kobieta. Dajcie mi tu tę kobietę – zażądał król, spokojnie, a zarazem okazując niezwykłe zniecierpliwienie.
Tartek natychmiast wybuchł maniakalnym śmiechem. Gdy tylko skończył, odmówił.
– Dobrze – powiedział król – i wskazał na mnie. – Daj mi ją albo twój przyjaciel umrze. – Szeroki uśmieszek na jego obrzydliwej twarzy cały czas rósł. Strażnik z łukiem naciągnął strzałę i wymierzył w moją głowę. Myśl, że moje życie zależy od tego czy palec puści zwykłą cięciwę przyprawiała mnie o zawrót głowy.
Spojrzałem na Tarteka i nasze oczy się spotkały. Sereliaen schowała się za plecami męża. Nie wiedziałem co mu się kołata po głowie, aż w końcu odpowiedział:
– Nie. Ona zostaje.
– A zatem – powiedział król i skinął głową do strażnika, który naciągnął strzałę jeszcze bardziej. Zamknąłem oczy i zniżyłem głowę. A zatem, pomyślałem. Już i tak miałem wszystkiego dosyć.
– Pójdę! – usłyszałem krzyk Sereliaen. – Pójdę, tylko go nie zabijaj, proszę!
Otworzyłem oczy. Strażnik opuścił łuk – Sereliaen stała na linii ognia.
– Postradałaś zmysły? – Tartek skrzyczał żonę i przyciągnął ją do siebie. – Ona zostaje. Jeśli tak bardzo jej chcesz, to najpierw będziesz musiał uporać się ze mną.
– Wiedziałem, że tak będzie. Nie pozostawiasz mi wyboru – powiedział król i ponownie skinął głową do strażnika, który uniósł łuk, naciągnął strzałę, puścił cięciwę – i strzała trafiła Tarteka w klatkę piersiową. Nigdy nie zapomnę wyrazu jaki miał wtedy na twarzy. Tartek powoli upadł na kolana, Sereliaen zaczęła płakać i nachyliła się do męża, obejmując go, całując go w czoło, policzki, delikatnie dotykając jego klatki piersiowej.
Król przechylił głowę i spojrzał na Tarteka spode łba. – Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś blado.
Strażnik wyciągnął kolejną strzałę z kołczanu, oczekując na rozkaz od króla. Inny strażnik otworzył drzwi i król wszedł do środka, wyciągając do Sereliaen dłoń, ale ona nawet nie chciała na niego patrzeć. Jej głowa oparta była o klatkę piersiową Tarteka, który nadal klęczał, gapiąc się w podłogę wybałuszonymi oczami.
– Brać ją – rozkazał król. Do celi weszło dwóch strażników i siłą wyciągnęli Sereliaen z więzienia. Rzucała się, krzyczała, płakała, kopała i drapała, ale wszelki opór był daremny.
Usatysfakcjonowany, król udał się do drzwi więziennych i odwrócił się, by ponownie spojrzeć na Tarteka, który kaszlał i charczał. Skinął głową do strażnika z łukiem – kolejna strzała tym razem trafiła Tarteka w czoło. Mój przyjaciel padł na plecy. Król i strażnik zostawili mnie samego z ciałem Tarteka.
Skuliłem się ze strachu w rogu celi. Siedziałem tam przez całą wieczność, próbując obudzić się z tego koszmaru...

Nocą, sen przerwał mi odgłos zawiasów od drzwi. Zadrżałem. W ciemności ujrzałem mały cień. Wiedziałem, że nie mógł to być król, a na pewno nie był to strażnik. Był zbyt wątły, zbyt chudy i zbyt... kobiecy. Cień przesunął się naprzeciwko celi i usłyszałem różne dźwięki, potem odgłos kamieni i ujrzałem iskry, które na chwilę rozświetliły pomieszczenie. Wtem stałe źródło światła. Kobieca postać odsunęła się na bok i zorientowałem się, że świeczkę zastąpiono nową. Mały płomyk ukoronował niewielką, woskową rzeźbę.
Kobieta odwróciła się w moją stronę i wtedy ją rozpoznałem. To była księżniczka. Pośpiesznie pokazała, żebym podszedł do krat. Na początku jej nie ufałem, bo skąd miałem wiedzieć, że nie był to kolejny z tych makabrycznych dowcipów króla. Spojrzałem się na martwe ciało Tarteka, dwie strzały rzucające abstrakcyjne cienie na podlogę.
– Podejdź – wyszeptała księżniczka. – Proszę cię.
Proszę cię. Nigdy się nie spodziewałem, że księżniczka byłaby w stanie wypowiedzieć te słowa z własnej woli.
– Proszę cię – wyszeptała ponownie. – W ogóle nie powinnam tutaj być.
Pomyślałem o Caranie. O jej szczerym uśmiechu, o wyrazie na jej twarzy, gdy leżała obok mnie i o jej delikatnym głosie mówiącym mi o jej głębokim uczuciu do mnie... Jeśli pojawienie się księżniczki oferowało choćby najmniejszą szansę, żeby się stąd wydostać, musiałem z niej skorzystać.
Powoli się podniosłem. Moje kolana o mało się pode mną nie ugięły, ale udało mi się chwycić za znajdujące się obok mnie kraty i ostrożnie udałem się w stronę księżniczki, co chwila spoglądając na ciało Tarteka.
– Nie wiem co wstąpiło w mego ojca – zaczęła księżniczka, nadal szepcząc. – Nigdy go takiego nie widziałam.
Mówiła bardzo szybko i miałem niezwykłą trudność z nadążeniem za jej potokiem słów, który zalewał moje uszy.
– On się dziwnie zachowywał od czasu, kiedy moją matkę zabiła banda złodziei. To było bardzo dawno temu. Zaraz po jej śmierci, ojciec ciągle płakał i całymi dniami był w żałobie. Nikogo wtedy do siebie nie dopuszczał. I kiedy już myślałam, że się jakoś pozbierał, nagle ci ludzie zaczęli pojawiać się w więzieniu, zwykli mieszkańcy. Mój ojciec zapewne szukał osób, które mógłby obwinić za śmierć matki.
Przerwała i rozejrzała się. Stałem bezpośrednio przed nią. Pachniała kwiatami i świeżym jedzeniem.
– Zapytałam go o te osoby – ciągnęła, patrząc mi prosto w oczy, wypowiadając każde słowo z niezwykłą precyzją, jakby miały to być ostatnie słowa, jakie kiedykolwiek wypowie. – Ale on zawsze krzyczał, żebym zostawiła go w spokoju. Powiedziałam mu, że niedługo będzie lepiej, obiecałam mu to. Potem się dowiedziałam, że coraz więcej ludzi zaczęło pojawiać się w więzieniu z niewiadomego powodu, po czym dostawali pieniądze. Nie wiedziałem co zrobić, więc przynajmniej chciałam wszystkich trochę pocieszyć organizując festiwal.
Przerwała, oddychając ciężko, rzucając nerwowe spojrzenie na drzwi.
– Pewnej nocy, jakaś banda złodziei – zapewne ta sama paczka, która zamordowała moją matkę – ukradła najcenniejszą, należącą do mojej matki rzecz – jej suknię ślubną. Ojciec trzymał ją w oddzielnym pomieszczeniu, była dla niego rzeczą świętą. Kiedy suknia zniknęła, ojciec wpadł w szał. Rozbijał tace i kubki. Pociął mieczem wszystkie portrety mamy w zamku. Odesłał mnie, mówiąc, żebym nigdy więcej nie składała mu fałszywych obietnic.
Złapała oddech, ponownie spojrzała na drzwi, jakby spodziewała się nadejścia z tamtej strony czegoś okropnego.
– Podróż do Namtolan dała mi sporo czasu do refleksji, ale im dłużej nad wszystkim myślałam, tym bardziej robiłam się sfrustrowana i przybita. Kapłani Namtolan i ich rygor specjalnie mi w tym nie pomógł. Wtedy pojawiliście się ty, twoja żona i twoi przyjaciele. Obserwowałam was, wiedziałam, że wasze twarze, twoja i Tarteka, wyglądały znajomo i dzień po tym, jak zaatakował nas niedźwiedź wreszcie zorientowałam się, że pracowaliście dla Poczty Insomidzkiej. W drodze powrotnej do Insomidii nienawidziłam was wszystkich, nienawidziłam swojego życia, nienawidziłam wszystkich napotkanych przez nas ludzi. Ja... nie wiedziałam co się działo. Moje życie było kiedyś spokojne, ale wszystko zmieniło się w dniu śmierci mojej matki. Kiedy wróciliśmy do Insomidii, dowiedziałam się o tym, co zrobiliście, że zabiliście oficera Weilera i kilku strażników, po czym opuściliście miasto. Scarlat powiedział mi, że wiele innych osób również opuściło Insomidię, ale ojciec dowiedział się o wrzawie – i czym prędzej rozmieścił strażników przy każdym wejściu do miasta, nakazując im, żeby nikogo nie przepuszczali. Potem coraz więcej osób zaczęło trafiać do więzienia i...
Przez pomieszczenie przetoczył się ryk głośnego, metalicznego dźwięku, dobiegającego zza drzwi więziennych. Ktoś tutaj szedł.
– On zabił Sereliaen. Ja... Ja nie... – jąkała się. – Nie potrafię tego opisać, to... Nie wiedziałam, że ojciec jest zdolny zrobić... to, co jej zrobił...
Nie mogłem nadążyć za jej słowami. Śmierć Tarteka to i tak było już dla mnie za dużo. Myśl, że król zwyczajnie się nami bawił, a potem i tak zabił Tarteka i zamordował Sereliaen...
Drzwi się otworzyły i wszedł strażnik, który zamknął je za sobą.
– Nareszcie jesteś. Chcę, żebyś otworzył te drzwi – powiedziała księżniczka rozkazującym tonem.
Strażnik wykonał rozkaz. Drzwi się otworzyły.
– Chodź, prędko – powiedziała księżniczka, sięgając po moją dłoń. Spojrzałem się na Tarteka. Naprawdę okropnie się czułem zostawiając go tak tutaj. Coś we mnie powstrzymywało mnie przed ucieczką.
– Nie zostało nam dużo czasu! – powiedziała księżniczka głośno, ciągnąc mnie za rękę.
Nie wiem co mnie naszło, ale dalej patrzyłem na Tarteka, leżącego na podłodze, otoczonego zepsutym jedzeniem i krwią. Wtedy spojrzałem w stronę rogu pomieszczenia, gdzie siedziałem przez te ostatnie kilka dni. Mój dziennik. Wyrwałem się uściskowi księżniczki i podeszłem do leżącej na podłodze książki, obok niej mały ołówek. Właśnie gdy miałem zamiar podnieść dziennik, drzwi znów się otworzyły. Kina wzdrygnęła się. W przyciemnym świetle świeczki pojawił się jej ojciec.
– Zamknij celę – rozkazał strażnikowi, który natychmiast zrobił jak mu kazano. – Wynoś mi się stąd – wysyczał król do córki. – Natychmiast! – Dobył miecza i wymierzył go w córkę, która spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, po czym szybko uciekła.
Król popatrzył się na mnie, nadal trzymając miecz w prawej dłoni. Wbił we mnie swoje spojrzenie, czas jakby się zatrzymał.
– Dajcie mu wodę i jedzenie – wymamrotał nagle król. – Przyda mu się.
Król i strażnik opuścili więzienie. Chwilę potem ten sam strażnik przyniósł miskę wody i chleb.
Nie tknąłem ani jednego ani drugiego. Nadal leżą na podłodze przed drzwiami do celi. Po prostu nie mogę tego zrobić przy Tarteku. Po prostu nie mogę...
Previous Day Next Day


Translated by blattdorf.


[ English version ] [ Russian Russian version ] [ Get the Book ] [ Visit The Farm ]
© 2005-2099