-Antaran's Journal
Previous Day Day2 Next Day
Tak właśnie myślałem, zaszła pomyłka. Zaraz po tym jak się obudziłem (cały jestem obolały po spaniu na zimnej, kamiennej posadzce), usłyszałem jak ktoś krzyknął: – Wypuśćcie go!
Do drzwi podszedł wysoki mężczyzna w uniformie Straży Insomidzkiej i otworzył je, trzymając obie ręce na niewielkiej płycie znajdującej się obok celi (nadal zastanawiam się jak to działa). Skinął głową, żebym się zbierał. No tak, Straży Insomidzkiej zabrania się mówić, a krąży pogłoska, że wycina im się języki, żeby uhonorować króla, któremu służą, a tylko co drugi strażnik przeżywa ten rytuał. Sądzę jednak, że to chyba tylko pogłoska.
Podniosłem się i wyszedłem z celi – za mną podążał strażnik. Udaliśmy się w górę po schodach, po których dzień wcześniej prowadzono mnie siłą, i strażnik zaprowadził mnie do biura. Tam była ona, moja żona, piękna jak zawsze. Stała w pomieszczeniu pełnym regałów, które były wypełnione setkami książek o tematyce prawnej. Pośrodku pomieszczenia stało masywne, drewniane, brązowe biurko. Na krześle przypominającym tron siedział oficer Weiler, który nachylał się nad swoim biurkiem, podpierając się ramionami.
– Dzień dobry, panie Sivand! – Podniósł się, podszedł do mnie z otwartymi ramionami i, z wymuszonym uśmiechem na twarzy, uścisnął moją prawą rękę tak mocno, że myślałem, że mi ją połamie (nadal mnie boli, gdy to piszę) i powiedział: – Proszę o wybaczenie, pański wygląd musiał nas zmylić. Myśleliśmy, że jest pan kimś innym.
Skinąłem głową, bo i tak nie wiedziałem co powiedzieć. Moja żona Carana uśmiechnęła się do mnie, ja do niej. Na co komu słowa?
– Oczywiście jesteśmy gotowi zrekompensować panu całe to zamieszanie – kontynuował Weiler. Spojrzałem się na niego. Czyżby czytał mój dziennik? Wrócił się do biurka, otworzył dolną szufladę z lewej i wyciągnął z niej mały worek, którym rzucił w moim kierunku. Nadal byłem zmęczony i słaby – odkąd trafiłem do celi, nic nie piłem i nie jadłem – więc nie byłem w stanie jej złapać. Zamiast tego worek trafił mnie w okolicy bioder i upadł na podłogę, skąd też go podniosłem.
– Dziękuję – powiedziała moja żona, nie kryjąc sarkazmu.
Weiler uśmiechnął się. Moja żona wzięła mnie za lewą rękę i, ciągnąc mnie za nią, opuściliśmy biuro, opuściliśmy więzienie. – Wracajmy do domu – powiedziała.
W drodze do domu powiedziała mi, że straż próbowała złapać złodzieja, a złapali mnie, bo wyglądałem podobnie. Powiedziałem jej, że nie ma to znaczenia, póty mogłem znowu z nią być. Poza tym teraz wiem jak więzienie wygląda od środka i jestem pewien, że pomoże mi to wieść życie wolne do przestępstwa.
W domu żona ugotowała dla nas zupę. Wróciłem do normalnego życia, dlatego resztę dnia spędziłem przygotowując się na jutro do pracy.
Nawet mi się ten dziennik podoba, dlatego dalej będę pisał. Zastanawiam się czemu ten mężczyzna z celi miał go przy sobie i nigdy nie napisał w nim ani jednego słowa. I zastanawiam się, co też uczynił, że trafił do więzienia. No cóż. Jutro będzie stresujący dzień, więc lepiej będzie zakończyć ten wpis. Dobranoc.
Previous Day Next Day


Translated by blattdorf.


[ English version ] [ Russian Russian version ] [ Get the Book ] [ Visit The Farm ]
© 2005-2099